W ostatni piątek, 28 marca, zaraz po pracy spotkaliśmy się całkiem liczną grupą pod wejściem do Ogrodu Botanicznego od strony ulicy Retkińskiej. Kilka minut po zbiórce jak już wszyscy byli na miejscu ruszyliśmy ul. Kusocińskiego w kierunku Nowego Józefowa i dalej w kierunku Górki Pabianickiej, która ze względu na dość długi podjazd podzieliła grupę na dwie mniejsze.

Dalej już było z górki. W około 2 kolejne godziny byliśmy na miejscu czyli w Szadku i położonym kilometr dalej Gospodarstwie Agroturystycznym "U Marka". Na miejsce dojechaliśmy w totalnych ciemnościach. Bardzo przydały się mocne lampki. Co prawda nie miałam zbyt mocnej przedniej (czołówka),bo gdzieś mój ulubiony Cateye się zapodział. Natomiast tylna lampka Energizer dawała z siebie wszystko - świeciła tak mocno, że pozostali towarzysze woleli mnie wyprzedzić abym ich zbyt mocno nie oślepiła. Dobrze, że chociaż ta lampka była w dobrej formie, bo niestety przednia z zestawu Energizer, który otrzymałam w zeszłym roku, wyzionęła ducha i świeci tylko w momencie kiedy trzyma się button włącznika - mało wygodna opcja podczas jazdy.

Po dotarciu do Gospodarstwa schowaliśmy wszystkie jednoślady w garażu i weszliśmy do środka. Na miejscu była już Monika z Przemkiem, którzy przyjechali autem oraz Pani Ania. Po tej podróży wszyscy byliśmy głodni jak wilki. Zostaliśmy poczęstowali kilkoma potrawami z kuchni wegetariańskiej - bograczem węgierskim, sałatkami oraz pasztetem z selera. Wszystko było pyszne! Po kolacji uzupełniliśmy płyny (tak, tak piwko mam tu na myśli) rozmawiając przy tym o licznych swoich przygodach rowerowych. Ekipa na tej wycieczce moim skromnym zdaniem była po prostu rewelacyjna! Zresztą podobnie jak na wcześniejszej wycieczce do Pasiki, tutaj jednak troszkę skład był inny i bardzo mi odpowiadał :)
Rano bardzo leniwie obudziliśmy się o 7:00 (Piotr obudził mnie wcześniej - o 5:00, ale o tak nieludzkiej godzinie nie chciałam być już na nogach, położyłam się jeszcze na te 2 godzinki). Zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy camping i pojechaliśmy dalej. Pierwszym punktem zwiedzania była Piekarnia w Szadku, gdzie jej prezes wraz z pracownikami pokazali nam jak piecze się chleb w tego typu spółdzielni. Zobaczyliśmy wszystkie maszyny do wyrobu zakwasu, ciasta, później układanie surowych bochenków i wkładanie ich do pieca. Zrobiło to wszystko na nas duże wrażenie. Miło, że mogliśmy zobaczyć piekarnie od kuchni. Dla mięsożernych jednostek był dodatkowy punkt wycieczki czyli zobaczenie od środka jak wygląda tamtejsza masarnia - szczególnie część gdzie wędzone są obrobione porcje mięsa. Troszkę mnie to miejsce przeraziło, ale kiełbasy które dostaliśmy w ramach degustacji były bardzo dobre!
Po tym punkcie programu pojechaliśmy pod Kościół Wniebowzięcia NMP i św. Jakuba Apostoła zbudowany w latach 1333-1335 w stylu gotyckim. Dzięki Pani przewodniczce mogliśmy zobaczyć jego wnętrza. Następnie pojechaliśmy zobaczyć drugi kościół - św. Idziego położony na tamtejszym cmentarzu.
Po tych lekcjach historii zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę na rynku, gdzie chwilę odpoczęliśmy, zakupiliśmy wodę na podróż i ruszyliśmy w kierunku Łodzi. W międzyczasie mieliśmy kilka mniejszych przystanków na regenerację, ale ok. 16:00 byliśmy z powrotem na Retkińskiej przy Ogrodzenie Botanicznym.

Zdjęcia z tej wycieczki dostępne są na flickr.com

Kliknij tutaj


Wycieczka była bardzo udana za co dzię-ku-je-my organizatorowi czyli Piotrkowi Kolendzie :)


Nie będę się za bardzo rozpisywać. Piotr Kolenda już stworzył na Facebooku wydarzenie, na które Was zapraszam. 
A tutaj opis tego co będzie się działo 28 i 29 marca.

To druga wycieczka do producentów żywności. Po pierwszej,"Skąd się bierze miód", na której było osiemnaście osób zapraszam tym razem na dwudniową imprezkę. Ruszamy w piątek (28 marca) z Retkini, z tego samego miejsca co poprzednio czyli spod wejścia do Ogrodu Botanicznego przy ul. Retkińskiej i pedałujemy przez Smulsko (park) do oczyszczalni ścieków a dalej tą samą drogą co do pszczelarza, lecz tym razem nie skręcamy w kierunku Mikołajewic lecz jedziemy do Chorzeszowa a następnie przez Kiki, Wrzeszczewice, pedałujemy z radością do Szadku. To bardzo spokojna droga dlatego ją wybrałem. Zaraz za Szadkiem, w Wielkiej Wsi śpimy w U Marka - Gospodarstwo Agroturystyczne gdzie gospodarze będą na nas czekali z kolacją. Po kolacji, posiedzimy przy ognisku, może pośpiewamy, uzupełnimy płyny w organizmach :) i myślę, że będzie fajnie. Rano zjadamy śniadanie i jedziemy zwiedzać piekarnię należącą do GS Szadek. Tam dowiemy się jak się robi chleb. Po zwiedzeniu pojedziemy zobaczyć kościół pw. św Idziego i ruszymy w stronę Łodzi. Wariantów trasy powrotnej jest wiele, a jeżeli uda mi się załatwić dodatkowe zwiedzanie pojedziemy jednym z nich. Do dyspozycji mamy dziewięć łóżek i kilkanaście miejsc bliżej ziemi (jeżeli preferujecie noc we własnym śpiworze na karimacie) Cena: łóżko - 50 PLN z kolacją i śniadaniem i 40 PLN (własny śpiwór i karimata) z kolacją i śniadaniem. Ponieważ gospodarze muszą zakupić prowiant na nasze potrzeby proszę o wcześniejszy kontakt celem rezerwacji miejsc i wpłaty. A, nie podałem jeszcze godziny. Spotykamy się o 16.30 co pozwoli nam dojechać na miejsce za dnia. A w sobotę do Łodzi wrócimy gdzieś około 15.00. Niech rowery będą z Wami!
Jeżeli chcielibyście wziąć udział w tej wycieczce to koniecznie dajcie znak na Facebooku.
https://www.facebook.com/events/671746829538953/?fref=ts

Nie raz już pisałam o swoich wybitnych nierealizowanych jeszcze planach pomalowania Meridy... Pomysłu całkowicie jeszcze nie wybiłam sobie z głowy. Mam już nawet namiar na firmę, która jak coś profesjonalnie proszkowo zajęłaby się malowaniem ramy za całkiem nieduże pieniądze (wraz z rozłożeniem i złożeniem roweru po operacji)...
Póki co Merida pozostaje srebrna tak jak była, może kiedyś jak budżet mi na to pozwoli - powrócę do tematu.

Teraz jednak miałam pilniejszą sprawę. Od roku w Scott SUB mam rogi typu baranek firmy Origin8. Był to dla mnie ratunek, bo jednak standardowa szosowa kierownica nie pasuje do manetek typu MTB.
Żeby te doczepiane baranki jakoś wyglądały musiałam skołować wąską kierownicę. Akurat miałam w domu starą kierownicę z roweru Maćka. Była uszkodzona na końcach. Przycięłam więc tą kierownicę do rozsądnej szerokości i zamontowałam. Wszystko jest ok. Dobrze sprawdza się to połączenie. Jednak przy całym czarnym rowerze biała kierownica wyglądała słabo :) W końcu kupiłam farbę w sprayu i pomalowałam ją na czarny matowy kolor.

Filozofia malowania tak na przykład mojej kierownicy nie jest zbyt skomplikowana. Wystarczy dobrze zetrzeć za pomocą papieru ściernego stary lakier (ja użyłam dwóch typów - z mniejszym i większym ziarnem). Trzeba dobrze zmatowić powierzchnie. Stara farbka w sumie była dość cienko położona także dość szybko zobaczyłam srebrne prześwity aluminium. Nie zdzierałam jednak tego "do gołego", ale bałaganik przy tym był niemały :)
Później dobrze odtłuściłam powierzchnię używając benzyny ekstrakcyjnej.
Chwilę zastanawiałam się jak trzymać kierę, aby porządnie i bez problemów nałożyć nową farbę. Sposób okazał się banalny - przeciągnęłam przez nią sznurek, zawiesiłam na rusztowaniu balkonowego stoliczka i już.
Nałożyłam dwie warstwy farby, każda w odstępie 24h. Dziś sprawdzę jak ostatecznie wygląda i jeżeli po całkowitym wyschnięciu nie ma żadnych ubytków montuję ją na rowerze.
Aha, do malowania użyłam lakieru firmy Craft w kolorze czarnym matowym :)

Oto efekt po malowaniu:





Na początku tego roku administrator fanpage'a Rowerowa Ekipa zamieścił informację o swoich planach rowerowych na pokonanie trasy szlaku Odra Nysa. Od razu zainteresowałam się tematem tym bardziej, że ta trasa biegnie bardzo blisko naszej granicy - po stronie czeskiej i niemieckiej.
Początek tego szlaku leży w pobliżu źródła Nysy Łużyckiej (po czeskiej stronie Gór Izerskich) natomiast koniec trasy znajduje się na niemieckiej części wyspy Uznam blisko Świnoujścia. Szlak ma łącznie 591 km.

Szlak od razu spodobał się znajomemu, który rok temu zaraził się jazdą z sakwami. Od razu sprawą zainteresował się także jego kolega z pracy (który co prawda nie był jeszcze na tego typu wypadzie, ale sprawa mu się spodoba). Tym sposobem mamy już pewne 4 osoby na wyjazd, czekam jeszcze na ostateczną decyzję żony znajomego - nie jest zdecydowana - ale myślę, że da się namówić i tym bardziej da radę z nami ten szlak przejechać i fajnie się bawić.

Wstępny termin wyjazdu: 24 lub 25 lipca.
Nie mamy jeszcze zatwierdzonego miejsca "wbicia się" na szlak. Jest kilka opcji.
1. Z Łodzi do Szklarskiej Poręby i stąd na rowerach na zachód w stronę granicy
2. Z Łodzi do Wrocławia, z Wrocławia do Lubania Śląskiego, stąd na rowerach do granicy
3. Z Łodzi do Jeleniej Góry i stąd na rowerach do Zgorzelca.
Najprawdopodobniej zrealizujemy opcję nr 2.

Musimy jeszcze zapoznać się z bazą noclegową - campingową. Na mapach widziałam, że takie punkty po  drodze są, kwestia zapoznania się z nimi i spisanie konkretnych miejsc. I oczywiście upgrade Garmina z mapą Niemiec :)

Po wielu zdjęciach jakie przejrzałam trasa jest naprawdę fajnie przygotowana, większość to osobna droga rowerowa (niemalże rowerowa autostrada) z bazami, punktami widokowymi. Po drodze można zwiedzić kilka rezerwatów przyrody. Do większych miast leżących na trasie należy Görlitz / Zgorzelec, Frankfurt nad Odrą / Słubice, Küstrin Kietz / Kostrzyn nad Odrą, Ahlbeck (Heringsdorf) / Świnoujście.

Jak wygląda ta trasa? Znalazłam ciekawy filmik nagrany przez Pana Michała Rażniewskiego, który samotnie pokonał szlak:



Oficjalna strona szlaku: www.oderneisse-radweg.de