Czy wyobrażacie sobie, że nagle w naszym kraju powstaje pod Wisłą lub inną rzeką tunel tylko dla rowerzystów i sporadycznych osób pieszych? Hm ja też nie :)
Ale za to miałam okazję z takiego skorzystać będąc na wyprawie w Holandii.
Wyobraźcie sobie, że jedziecie drogą oczywiście z wytyczonym rowerowym pasem, dookoła żadnego auta (bo kilka metrów po prawej znajduje się ogrodzenie od autostrady). Nagle droga się kończy, zatrzymujecie się przed windą, musicie zjechać o jeden poziom niżej i wychodzicie na przeciwko tunelu, który poprowadzony jest pod rzeką... Kosmos prawda? Wielu znajomych do dziś nie chce mi uwierzyć jak o tym mówię. Ale dziś o tym w skrócie napiszę i zamieszczę fotki :)

Tunel ten mieści się kilka kilometrów na południe od Rotterdamu, przebiega pod rzeką Oude Maas (Starą Mozą). Jego długość całkowita to 1 064 m. Początki tego tunelu sięgają roku 1969. Wtedy pierwsza jego wersja zastąpiła most. Z początku był to tylko tunel dla samochodów, ale w w latach 90-tych zostało on rozbudowany oraz powstał drugi korytarz dla osób pieszych i rowerzystów.











The Hovenring to rondo, które powstało pod koniec 2012 roku między miejscowościami Eindhoven, Veldhoven i Meerhoven w Holandii. Z języka holenderskiego oznacza "Ring of the 'Hovens". Oficjalnie jest to most zawieszony na 70 metrowej konstrukcji. To jedyna taka rowerowa budowla na świecie.

Dwa lata temu byłam w Veldhoven, ale na kilka miesięcy przed ukończeniem ostatecznej budowli i otwarciem przejazdu.

Jako, że o lekkim remoncie Meridy marzę już od jakiegoś czasu, to znów zaczęłam rozglądać się za częściami. Ponownie zbadałam kilka polskich sklepów w poszukiwaniu czegoś fajnego, ale powiem szczerze, że nic aż tak ciekawego nie znalazłam, przynajmniej w kategoriach, które mnie najbardziej interesują.
Coś na czym mogłam zawiesić oko znalazło się dopiero dzięki autorowi tego bloga wikiyu.net, który podobnie jak ja pochodzi z Łodzi i ma słabość do dwóch kółek.

Wiktor na Google Plus podsunął mi linka do chińskiej odmiany naszego allegro, na którym zdarzało mu się już robić zakupy rowerowe. Nie musiał wiele pisać, przekonał mnie aby też spróbować.
Przeszukując Aliexpress.com znalazłam kilka fajnych części. Między innymi carbonowe rurki: mostek, kierownicę, sztycę oraz rogi firmy Ritchey w cenie producenta (bez kosztów cła, marży, podatków i innych grubych sum pieniężnych, które doliczane są po przyjeździe do każdego kraju gdzie trafiają do sprzedaży w sklepach).

W dalszym ciągu jestem przerażona różnicą pomiędzy ceną setu, który kupuję a cenami u nas w Polsce. To jest po prostu kosmos - ile dodatkowych kosztów znajdzie się w ostatecznej cenie produktu.
Tak samo zszokowana byłam kiedyś zamawiając oryginalną koszulkę Bayernu prosto z Taiwanu gdzie znajduję się producent oficjalnych koszulek. Koszt takiego ciuszka w sklepie to ok 269 zł (lub więcej - zależy od sklepu) cena jaką ja zapłaciłam - 99 zł wraz z transportem (musiałam czekać ok miesiąca ale było warto bo w międzyczasie Bayern dostał dodatkową gwiazdkę i taką nóweczkę właśnie dostałam).

Sprawdziłam z ciekawości ceny tych rowerowych rurek u nas - aż nie chcę podawać dokładnych liczb, bo naprawdę głowa zaczyna boleć.
Ale za to zestawik, który chcę - wygląda tak:



Mam teraz tylko nadzieję, że z transportem będzie wszystko ok, tym bardziej, że jest darmowy. Wiktor jest zadowolony z wcześniej już robionych zakupów, także fajnie byłoby gdybym też mogła polecić komuś to miejsce. Jeżeli wszystko będzie ok, to na pewno wrócę i kupię kiedyś jeszcze inne rzeczy - pod względem cen, na pewno warto, szczególnie jak nie mamy ciśnienia na dostanie czegoś w ciągu tygodnia.

I tym wpisem chcę nieco reaktywować ten blog, a co... ;)