Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rowerowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rowerowanie. Pokaż wszystkie posty

Minęło już kilka ładnych dni od powrotu do kraju, także czas najwyższy coś skrobnąć na temat naszej wyprawy po Holandii :)

Wakacje te bez wątpienia były dla nas wyjątkowe, ponieważ po raz pierwszy wybraliśmy się zagranicę z naszymi rowerami. Dodatkowo po raz pierwszy mieliśmy przyjemność lecieć samolotem. Tym sposobem nasze rowery odrobinę rozkręcone i zapudełkowane leciały razem z nami w luku bagażowym, do którego zostały wrzucone (obsługa lotniska z bagażami nie obchodzi się delikatnie, także jeszcze przed wejściem na pokład samolotu byliśmy ciekawi czy jeszcze mamy na czym poruszać się po Holandii). Podróż z Warszawy do Amsterdamu trwa zaledwie dwie godziny. Po wylądowaniu na Schiphol, drugim pod względem wielkości lotnisku w Europie, bardzo szybko odnaleźliśmy się w nowym miejscu i w ciągu około godziny byliśmy gotowi do dalszej drogi. Skręcając nasze maszyny (które na szczęście mocno nie ucierpiały) poznaliśmy sympatycznych Kanadyjczyków z Vancouver, którzy podobnie jak my, przyjechali tutaj, aby poznać na własnej skórze rowerowe uroki Holandii.

nasz środek transportu z Warszawy do Amsterdamu
rowery już złożone, zaraz wyjeżdżamy
Było samo południe kiedy wyjechaliśmy z lotniska i obraliśmy kierunek na Hagę. Pierwsze spotkanie z holenderską infrastrukturą rowerową było dla nas szokujące. Po pierwsze dwukierunkowa szeroka droga rowerowa rozpoczynająca się jeszcze pod samym wyjściem z hali lotniska, po drugie osobna sygnalizacja świetlna dla rowerzystów, która dodatkowo za pomocą sygnału informowała o ewentualnych pojazdach zbliżających się do przejazdu., po trzecie - bardzo jasne i wszechobecne znaki informujące o kierunku i odległości do innych miejscowości. Już wtedy wiedzieliśmy, że jazda będzie bardzo przyjemna. Rowerzystów jest bardzo dużo (nie widać jeszcze tego na zdjęciu poniżej), trzeba mieć oczy dookoła głowy i co ważne trzymać się prawej krawędzi drogi rowerowej, ponieważ najczęściej wyprzedzającymi nas rowerzystami byli panowie w wieku średnim poruszający się na kolarkach, których pozazdrościłby nie jeden amator kolarstwa szosowego.

wyjazd z lotniska Schiphol
Tego dnia w planach mieliśmy zwiedzenie parku Avifauna (ogród zoologiczny z ogromną ilością gatunków ptaków) w miejscowości Alphen aan den Rijn, jednak okazało się, że oznakowania dojazdu w jednym miejscu były błędne i straciliśmy zbyt dużo czasu. Dlatego prosto pojechaliśmy w kierunku Hagi zwiedzając po drodze Lejdę (Leiden). Lejda należy do jednego z najstarszych miast w Holandii, tutaj urodził się Rembrandt, poza tym znajduje się tutaj najstarszy uniwersytet, założony w 1575 roku. W Lejdzie po raz pierwszy mieliśmy okazję skorzystać z usług holenderskiego VVV czyli informacji turystycznej. W każdym VVV poza uzyskaniem informacji na każdy turystyczny temat można zakupić regionalne pamiątki oraz mapy i przewodniki turystyczne po całym kraju lub określonym regionie. Pracownicy zawsze byli niezwykle sympatyczni i pomocni. Mieliśmy za sobą ciężką i nieprzespaną noc, zaczęliśmy się zastanawiać czy nie zatrzymać się w Lejdzie na noc, jednak okazało się, że nie ma tutaj żadnego pola namiotowego. Nie było wyjścia, musieliśmy pokonać jeszcze kawałek drogi i dotrzeć do wcześniej upatrzonego w internecie campingu na przedmieściach Hagi.

wjazd do Leiden
Centrum Leiden, jeden z niewielkich portów
Leiden, dworzec kolejowy i autobusowy
Droga na Hagę
Na miejscu okazało się, że camping ma w swojej nazwie cztery gwiazdki (Duinhorst) i reprezentuje bardzo wysoki poziom, a przy okazji ceny nie są odstraszające i zachęcają ogromną ilość turystów do korzystania z ich usług. Od bardzo sympatycznego Pana w recepcji otrzymaliśmy w cenie przewodnik po Hadze oraz mapę, a także dokładne wskazówki jak drogami rowerowymi dotrzeć do kilku ważnych punktów. Nie da się ukryć, byliśmy tym zaskoczeni, w Polsce nigdy nie spotkaliśmy się z takim podejściem do turystów.
Rozbiliśmy namiot, odświeżyliśmy się i mimo, że byliśmy padnięci postanowiliśmy pojechać do Scheveningen oddalonego o zaledwie 4 km. Jest to dzielnica Hagi, pełni funkcję nowoczesnego nadmorskiego kurortu, znajduje się tutaj bardzo dużo hoteli, restauracji oraz kasyn. Najbardziej charakterystyczną budowlą jest Hotel Kurhaus. Nam wydał się nieco kiczowaty, ale z pewnością jest bardzo wyróżniającym się elementem architektury.
Na głównym deptaku, rozciągającym się przy szerokiej i piaszczystej plaży po raz pierwszy mieliśmy styczność z tamtejszym wymiarem sprawiedliwości. Otóż rozpędzeni na rowerach, w końcu bez sakw, wjechaliśmy na deptak i nie zauważyliśmy po drodze, że obowiązuje tu zakaz jazdy na rowerze. Pan policjant szeroko się uśmiechną, my również i dalej już spacerowaliśmy z naszymi jednośladami. Obawiam się, że gdyby ta sytuacja miała miejsce w naszym kraju, skończyłaby się albo mandatem albo co najmniej dłuższą pogawędką. Pooddychaliśmy świeżym morskim powietrzem, zrobiliśmy zakupy na kolację i ruszyliśmy z powrotem na camping. W tamtym momencie naszym jedynym marzeniem był już tylko sen po bardzo aktywnych 24 h na nogach.

Scheveningen - Hotel Kurhaus od strony centrum
Scheveningen - centrum
Scheveningen - Hotel Kurhaus
Scheveningen - deptak
Nasz namiot, rowery i sąsiedzi
Holandia, dzień 1
Amsterdam - Haga
dystans ok. 72 km
 
Już niedługo kolejne wpisy z relacją :)

Jeżeli okaże się, że z powodów finansowych za rok nie dam rady wyjechać zagranicę to prawdopodobnie zdecyduję się na Mazury. Przyznam szczerze, że w tych rejonach nigdy nie miałam okazji być. Także przejechanie trasy na rowerze będzie dobrym sposobem na zwiedzanie.

Trasa jaka mi się wyznaczyła w google maps wygląda następująco:


Wyświetl większą mapę


Tak szybciutko..

załatwiliśmy dziś bilety bagażowe dla naszych rowerów na zbliżający się lot do Amsterdamu. Opłata za rower to 50 euro za odcinek (jest to typ bagażu "sprzęt sportowy", który nie jest umieszczany w tym samym luku co inne bagaże).

W naszym przypadku 2 rowery * podróż do i z Amsterdamu = łącznie 200 euro + opłata taryfowa w wysokości 55 zł od roweru.

Okazało się, że za przelot rowerów zapłaciliśmy więcej niż za nas oboje!
Tłumaczę sobie, że mogło być gorzej :)

To, że chodzi za mną rower szosowy - to wiadomo nie od dziś,
korzystając z chwili odmóżdżenia poszperałam w sieci za częściami jakie byłyby mile widziane w moim wymarzonym rowerze. Chciałam się zorientować z jakimi kosztami musiałabym się ewentualnie liczyć i prawdę mówiąc jestem zdziwiona, bo nie okazały się one aż tak wysokie jak wcześniej myślałam.
Ramę wybrałam hm przeciętną można powiedzieć, ale jak na moje potrzeby to nic więcej nie potrzeba. Owszem jest masa ślicznych nowoczesnych ram z logo wielkich i cenionych firm - jednak ich ceny są wyższe niż mój koszt podstawowy poniższego zestawu:


Rama:
Accent Apex
1500 g - 569 zł

Widelec: 
Widelec szosowy PRO karbon gięty 1,1/8''x300mm
350 g - 499 zł

Mostek:
Mostek Ritchey Comp 4-AXIS White Mat 31,8mm
153 g - 105 zł

Kierownica:
Kierownica szosowa Ritchey Comp Logic Curve White 31,8/440mm
310 g - 139 zł

Sztyca:
Sztyca Ritchey Comp 27,2/350mm biała
287 g - 119 zł

Stery:
w zestawie z ramą, zintegrowane 50/44

Klamkomanetki:
Shimano Tiagra ST-4503 3x9rz. klamkomanetki
587 g - 633 zł

Przerzutka przód:
Shimano Tiagra FD-4503 9rz.
200 g - 104 zł

Przerzutka tył:
Shimano Tiagra RD-4500 GS 9rz. 
230 g - 135 zł

Korba:
Shimano Tiagra FC-4500 170mm 52-39 BSA
ok 850 g - 292 zł

Kaseta:
Shimano Tiagra/Sora CS-HG50 9rz. 12-25 kaseta
278 g - 92 zł
link

Łańcuch
SRAM łańcuch PC-971 114ogniw 9s
292 g - 69 zł
link

Siodło:
PRO Condor siodełko białe NEW '11
245 g - 155 zł

Koła:
Koła szosowe Shimano 105 WH-RS20 czarne
816przód / 1056 g tył - 549.00 zł

Hamulce:
Shimano Tiagra BR-4500 przód + tył
378 g - 136 zł
link

Opony
Continental Ultra Sport 700x23
2 x 244 g - 2 x 79 zł
link



Koszt podstawowy (powyższego zestawu):
3.754 zł

Waga powyższego zestawu:
8.020 g

Szacowany koszt ogólny (dodatkowe koszty w postaci pancerzy, linek, obejm, śrubek, etc + złożenie): 4500 zł
Może kiedyś się skuszę :)

Widzę, że jeszcze nie wspomniałam o Majowej Łódzkiej Masie Krytycznej, która miała miejsce w ostatni piątek - 25 maja.
Od razu powiem, że mamy nowy rekord w postaci ilości uczestników - pojawiło się 1431 osób.

Rekordem także była długość trasy. Pokonaliśmy ok 22 km. Dla mnie osobiście jest to krótki dystans, ale zdaję sobie sprawę, że dla wielu był to swojego rodzaju wyczyn (szczególnie dla najmłodszych uczestników, którzy dzielnie kręcili w towarzystwie swoich rodziców/opiekunów). Poza tym w tłumie prawie 1.5 tysiąca rowerzystów jazda nie należy do wybitnie komfortowych. Ciągłe przyspieszanie albo zwalnianie do żółwiego tempa - niestety, taki urok. Nie zmienia jednak faktu, że tym razem było bardzo bezpiecznie i spokojnie. Ewentualnych kraks było wg mnie bardzo mało. Słyszałam o jednej - kiedy to jedna dziewczyna wpadła na rower strażniczki miejskiej, ale nic poważnego się tam nie stało (jedna osoba gwałtownie zahamowała, druga już nie zdążyła).

Nie da się ukryć, że tak długa kolumna masy jest w stanie zablokować porządny kawałek miasta. Tak oczywiście się stało i to w kilku ważnych miejscach. Przejazd kolumny przez jedno skrzyżowanie trwał od 12-15 minut jak można było zobaczyć to na kilku filmach na youtube'ie. Większe ulice jakie przecinaliśmy to Kościuszki, Mickiewicza, Politechniki, Pabianicka, Rzgowska, Piotrkowska.

Przerażająca myśl: Patrząc na tworzące się gigantyczne korki miałam przed oczami zeszłoroczny "wypadek" podczas jednej z mas krytycznych w Brazylii gdzie kierowca auta z premedytacją wjechał w kolumnę, rozjeżdżając kilkunastu rowerzystów (nikt mocno nie ucierpiał!). Na szczęście u nas jest obstawa policji, z tyłu i z przodu kolumny więc czuję się nieco bezpiecznej, jednak boki nie są tak chronione - oby nic takiego u nas nigdy nie miało miejsca! Wariatów "za kółkiem" nie brakuje.

Czy padnie kolejny rekord już za niecały miesiąc? Zobaczymy już 29 czerwca :)





W końcu udało nam się zorganizować wypad do Arboretum w Rogowie, położone ok 40 km od Łodzi. Łącznie pokonaliśmy niemalże 82 km. Pogoda do jazdy była rewelacyjna - bez upału, ale też przeszywającego chłodu - w sam raz. Znów troszkę upiekły mi się łapy oraz ryjek (z wyraźnym wyróżnieniem okularów przeciwsłonecznych).

Po drodze mieliśmy kilka przygód.
Po pierwsze wpadliśmy na wyścig kolarski organizowany przez ŻTC. Ba, ruszyliśmy na starcie wraz z jedną grupą - jednak Panowie w wieku słusznym okazali się mocniejszymi zawodnikami niż na to wyglądali i nie dali nam nawet najmniejszych szans :) Choć zabawnie wyglądało kiedy na linii startu ustawiły się 3 osoby na rowerach innych niż kolarki wyposażeni w sakwy :D





Naszą pogoń za peletonem niestety musieliśmy przerwać w momencie kiedy Kuba w okolicach Kalonki stracił jedną dętkę - na szczęście wymiana odbyła się bezproblemowo i po kilku minutach mogliśmy ruszyć dalej i pod tym względem więcej przygód nie było.

Nie da się ukryć - trasa od północnej strony Brzezin do Rogowa jest w porządku, asfalt w całkiem niezłym stanie. Miejscami można pojechać drogą "dziką" przez łąki. W jednym miejscu pojechaliśmy szlakiem PTTK - i jak zawsze szlak okazał się prawie odpowiedni dla rowerów szczególnie naszych (prawie robi dużą różnicę). Dużo piachu, ostrych kamieni, etc. Ale nie mogło być inaczej - bez problemu przebiliśmy się przez leśny szlak i już prawie byliśmy na miejscu. Do samego Rogowa pozostało zaledwie kilka km.












Kiedy dotarliśmy do rogowa okazało się, że u Kuby rozwinęła się paskudna infekcja spojówki oka, która okazała się obrzękiem spowodowanym przez soczewkę. Dlatego darował sobie zwiedzanie Arboretum w tym stanie i niestety jak najszybciej wrócił do Łodzi :(
My natomiast pospacerowaliśmy po ogrodzenie, zwiedziliśmy muzeum przyrodnicze, zjedliśmy małe co nieco i niebawem także wróciliśmy. (w trakcie takich dystansów każdy spacer niestety troszkę rozleniwia i wybija z rytmu :/)








Powrót już nie był tak przyjemny jak droga wcześniejsza. Okazuje się, że miejscowości położone na południe od Brzezin mają pokręcony układ i dlatego, żeby nie błądzić między nimi cofnęliśmy się do samych Brzezin i dalej pojechaliśmy drogą do Andrespola. Tutaj popełniliśmy jeden błąd - niepotrzebnie wpakowaliśmy się w ul. Rokicińska - poruszało się baaardzo dużo samochodów, tworzyły się korki przez co jechaliśmy poboczem, które było większym offroadem niż wcześniejszy szlak rowerowy... straciliśmy tutaj więcej czasu niż gdybyśmy wybrali dłuższą trasę przez Wiśniową Górę i dalej ulicą Kolumny do Rzgowskiej (tak jechaliśmy tydzień temu).

Tak czy siak wycieczka nam się udała. Przez cały weekend od piątku zrobiliśmy ok 140 km co nas cieszy - jest to dobre przygotowanie przed kręceniem w Holandii :)


Trasa rowerowa 1561024 - powered by Bikemap 

Cały czas dopracowujemy trasę na Holandię. Obecnie mamy plan wstępny na wszystkie dni samej jazdy:
  • dzień 1. Amsterdam - Den Haag - ok. 50 km
  • dzień 2. Den Haag - Rotterdam - ok. 60 km
  • dzień 3. Rotterdam - Anwerpen - 96 km
  • dzień 4. Antwerpen - Eindhoven - 84 km
  • dzień 5. Eindhoven (Sint-Oedenrode) - Bennkom - 75 km
  • dzień 6. Bennekom - Utrecht (Odijk) - ok 35 km
  • dzień 7. Utrecht - Amsterdam - 40 km
W kilku miejscach jak Antwerpia, Amsterdam i Bennekom planujemy zostać dłużej niż 1 dzień.

Noclegi na polach namiotowych nie wyszły aż tak wysokie jak myślałam, że będą na początku. Nie licząc Amsterdamu (nie mam jeszcze pewności jak długo tam będziemy) wyliczyłam ok 77 euro za 6 noclegów dla dwóch osób. Owszem jest to sporo w porównaniu w Polskimi cenami, ale patrząc na standard tych pól - prezentują się o wiele lepiej niż te u nas. Plus korzysta z nich masa ludzi.

Według pierwszych planów po przylocie do Amsterdamu mieliśmy zostać tam na jeden dzień, ale byłoby to marnowanie czasu - w Amsterdamie za dłużej chcemy się zatrzymać na sam koniec wyprawy (stąd i tak mamy lot powrotny do Polski). Tego dnia po skręceniu rowerów na lotnisku chcemy na spokojnie dojechać do Hagi - jest to tylko 40 km. Może uda nam się pierwszego dnia załapać na zwiedzanie Madurodamu, który położony jest blisko naszego pola namiotowego (4 km).
Musimy koniecznie pamiętać aby kupić bilety wstępu do wszelakich miejsc, które chcemy zobaczyć - online. Wtedy ceny są niższe o ok 5-10% a bilety mają długi czas ważności.

PS. Mój blog jest też dostępny pod krótszym aliasem - www.rowerowanie.glt.pl

W końcu zrobiła się ładna pogoda. W sobotę aby wyrwać się z bałaganu jaki panował w mieście (święto Łodzi, juwenalia, urodziny manufaktury, noc muzeów, pfffff za dużo tego...) pojechaliśmy w stronę Brzezin przebijając się wcześniej przez Kalonkę, Grabinę, Moskwę.
Pierwsze większe kółko na Scotcie.
Moja opinia nadal nie uległa zmianie - śmiga się na nim rewelacyjnie! W dodatku na kilku fragmentach mieliśmy bardzo ładny równy asfalt - można było zaszaleć.

A oto traska:



A tu kilka fotek: