Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rowerowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rowerowanie. Pokaż wszystkie posty

Plany rowerowe na ten rok robią się coraz bardziej szczegółowe.
Jak wiadomo z moich wcześniejszych wpisów - na pewno latem, w drugiej połowie lipca wraz z grupką znajomych będziemy chcieli zrobić trasę międzynarodowego szlaku Odra - Nysa.
Poza tym na pewno będziemy chcieli pojeździć na krótsze wycieczki po woj. łódzkim (i może nie tylko...).
Pierwsza jaka mi się nasunęła to trasa Łódź - Tomaszów Maz. - Zalew Sulejowski - Łódź. Na stronie mapy Mariusz jeszcze zwrócił mi uwagę, że opodal są Niebieskie Źródła położone w Rezerwacie na południe od Tomaszowa. Co prawda będąc kiedyś na wycieczce szkolnej już je widziałam, ale nie zaszkodzi podjechać tam tym razem na rowerze. Ta wycieczka na pewno będzie dwudniowa, aby móc na spokojnie zobaczyć okolicę Zalewu. Miejsc noclegowych jest dość dużo, także to nie powinno być problemem.

Trasa wstępnie wygląda tak:


Nad terminem jeszcze się nie zastanawiałam, ale może jakoś w maju lub na początku czerwca...



W ostatni piątek, 28 marca, zaraz po pracy spotkaliśmy się całkiem liczną grupą pod wejściem do Ogrodu Botanicznego od strony ulicy Retkińskiej. Kilka minut po zbiórce jak już wszyscy byli na miejscu ruszyliśmy ul. Kusocińskiego w kierunku Nowego Józefowa i dalej w kierunku Górki Pabianickiej, która ze względu na dość długi podjazd podzieliła grupę na dwie mniejsze.

Dalej już było z górki. W około 2 kolejne godziny byliśmy na miejscu czyli w Szadku i położonym kilometr dalej Gospodarstwie Agroturystycznym "U Marka". Na miejsce dojechaliśmy w totalnych ciemnościach. Bardzo przydały się mocne lampki. Co prawda nie miałam zbyt mocnej przedniej (czołówka),bo gdzieś mój ulubiony Cateye się zapodział. Natomiast tylna lampka Energizer dawała z siebie wszystko - świeciła tak mocno, że pozostali towarzysze woleli mnie wyprzedzić abym ich zbyt mocno nie oślepiła. Dobrze, że chociaż ta lampka była w dobrej formie, bo niestety przednia z zestawu Energizer, który otrzymałam w zeszłym roku, wyzionęła ducha i świeci tylko w momencie kiedy trzyma się button włącznika - mało wygodna opcja podczas jazdy.

Po dotarciu do Gospodarstwa schowaliśmy wszystkie jednoślady w garażu i weszliśmy do środka. Na miejscu była już Monika z Przemkiem, którzy przyjechali autem oraz Pani Ania. Po tej podróży wszyscy byliśmy głodni jak wilki. Zostaliśmy poczęstowali kilkoma potrawami z kuchni wegetariańskiej - bograczem węgierskim, sałatkami oraz pasztetem z selera. Wszystko było pyszne! Po kolacji uzupełniliśmy płyny (tak, tak piwko mam tu na myśli) rozmawiając przy tym o licznych swoich przygodach rowerowych. Ekipa na tej wycieczce moim skromnym zdaniem była po prostu rewelacyjna! Zresztą podobnie jak na wcześniejszej wycieczce do Pasiki, tutaj jednak troszkę skład był inny i bardzo mi odpowiadał :)
Rano bardzo leniwie obudziliśmy się o 7:00 (Piotr obudził mnie wcześniej - o 5:00, ale o tak nieludzkiej godzinie nie chciałam być już na nogach, położyłam się jeszcze na te 2 godzinki). Zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy camping i pojechaliśmy dalej. Pierwszym punktem zwiedzania była Piekarnia w Szadku, gdzie jej prezes wraz z pracownikami pokazali nam jak piecze się chleb w tego typu spółdzielni. Zobaczyliśmy wszystkie maszyny do wyrobu zakwasu, ciasta, później układanie surowych bochenków i wkładanie ich do pieca. Zrobiło to wszystko na nas duże wrażenie. Miło, że mogliśmy zobaczyć piekarnie od kuchni. Dla mięsożernych jednostek był dodatkowy punkt wycieczki czyli zobaczenie od środka jak wygląda tamtejsza masarnia - szczególnie część gdzie wędzone są obrobione porcje mięsa. Troszkę mnie to miejsce przeraziło, ale kiełbasy które dostaliśmy w ramach degustacji były bardzo dobre!
Po tym punkcie programu pojechaliśmy pod Kościół Wniebowzięcia NMP i św. Jakuba Apostoła zbudowany w latach 1333-1335 w stylu gotyckim. Dzięki Pani przewodniczce mogliśmy zobaczyć jego wnętrza. Następnie pojechaliśmy zobaczyć drugi kościół - św. Idziego położony na tamtejszym cmentarzu.
Po tych lekcjach historii zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę na rynku, gdzie chwilę odpoczęliśmy, zakupiliśmy wodę na podróż i ruszyliśmy w kierunku Łodzi. W międzyczasie mieliśmy kilka mniejszych przystanków na regenerację, ale ok. 16:00 byliśmy z powrotem na Retkińskiej przy Ogrodzenie Botanicznym.

Zdjęcia z tej wycieczki dostępne są na flickr.com

Kliknij tutaj


Wycieczka była bardzo udana za co dzię-ku-je-my organizatorowi czyli Piotrkowi Kolendzie :)


Nie będę się za bardzo rozpisywać. Piotr Kolenda już stworzył na Facebooku wydarzenie, na które Was zapraszam. 
A tutaj opis tego co będzie się działo 28 i 29 marca.

To druga wycieczka do producentów żywności. Po pierwszej,"Skąd się bierze miód", na której było osiemnaście osób zapraszam tym razem na dwudniową imprezkę. Ruszamy w piątek (28 marca) z Retkini, z tego samego miejsca co poprzednio czyli spod wejścia do Ogrodu Botanicznego przy ul. Retkińskiej i pedałujemy przez Smulsko (park) do oczyszczalni ścieków a dalej tą samą drogą co do pszczelarza, lecz tym razem nie skręcamy w kierunku Mikołajewic lecz jedziemy do Chorzeszowa a następnie przez Kiki, Wrzeszczewice, pedałujemy z radością do Szadku. To bardzo spokojna droga dlatego ją wybrałem. Zaraz za Szadkiem, w Wielkiej Wsi śpimy w U Marka - Gospodarstwo Agroturystyczne gdzie gospodarze będą na nas czekali z kolacją. Po kolacji, posiedzimy przy ognisku, może pośpiewamy, uzupełnimy płyny w organizmach :) i myślę, że będzie fajnie. Rano zjadamy śniadanie i jedziemy zwiedzać piekarnię należącą do GS Szadek. Tam dowiemy się jak się robi chleb. Po zwiedzeniu pojedziemy zobaczyć kościół pw. św Idziego i ruszymy w stronę Łodzi. Wariantów trasy powrotnej jest wiele, a jeżeli uda mi się załatwić dodatkowe zwiedzanie pojedziemy jednym z nich. Do dyspozycji mamy dziewięć łóżek i kilkanaście miejsc bliżej ziemi (jeżeli preferujecie noc we własnym śpiworze na karimacie) Cena: łóżko - 50 PLN z kolacją i śniadaniem i 40 PLN (własny śpiwór i karimata) z kolacją i śniadaniem. Ponieważ gospodarze muszą zakupić prowiant na nasze potrzeby proszę o wcześniejszy kontakt celem rezerwacji miejsc i wpłaty. A, nie podałem jeszcze godziny. Spotykamy się o 16.30 co pozwoli nam dojechać na miejsce za dnia. A w sobotę do Łodzi wrócimy gdzieś około 15.00. Niech rowery będą z Wami!
Jeżeli chcielibyście wziąć udział w tej wycieczce to koniecznie dajcie znak na Facebooku.
https://www.facebook.com/events/671746829538953/?fref=ts

Nie raz już pisałam o swoich wybitnych nierealizowanych jeszcze planach pomalowania Meridy... Pomysłu całkowicie jeszcze nie wybiłam sobie z głowy. Mam już nawet namiar na firmę, która jak coś profesjonalnie proszkowo zajęłaby się malowaniem ramy za całkiem nieduże pieniądze (wraz z rozłożeniem i złożeniem roweru po operacji)...
Póki co Merida pozostaje srebrna tak jak była, może kiedyś jak budżet mi na to pozwoli - powrócę do tematu.

Teraz jednak miałam pilniejszą sprawę. Od roku w Scott SUB mam rogi typu baranek firmy Origin8. Był to dla mnie ratunek, bo jednak standardowa szosowa kierownica nie pasuje do manetek typu MTB.
Żeby te doczepiane baranki jakoś wyglądały musiałam skołować wąską kierownicę. Akurat miałam w domu starą kierownicę z roweru Maćka. Była uszkodzona na końcach. Przycięłam więc tą kierownicę do rozsądnej szerokości i zamontowałam. Wszystko jest ok. Dobrze sprawdza się to połączenie. Jednak przy całym czarnym rowerze biała kierownica wyglądała słabo :) W końcu kupiłam farbę w sprayu i pomalowałam ją na czarny matowy kolor.

Filozofia malowania tak na przykład mojej kierownicy nie jest zbyt skomplikowana. Wystarczy dobrze zetrzeć za pomocą papieru ściernego stary lakier (ja użyłam dwóch typów - z mniejszym i większym ziarnem). Trzeba dobrze zmatowić powierzchnie. Stara farbka w sumie była dość cienko położona także dość szybko zobaczyłam srebrne prześwity aluminium. Nie zdzierałam jednak tego "do gołego", ale bałaganik przy tym był niemały :)
Później dobrze odtłuściłam powierzchnię używając benzyny ekstrakcyjnej.
Chwilę zastanawiałam się jak trzymać kierę, aby porządnie i bez problemów nałożyć nową farbę. Sposób okazał się banalny - przeciągnęłam przez nią sznurek, zawiesiłam na rusztowaniu balkonowego stoliczka i już.
Nałożyłam dwie warstwy farby, każda w odstępie 24h. Dziś sprawdzę jak ostatecznie wygląda i jeżeli po całkowitym wyschnięciu nie ma żadnych ubytków montuję ją na rowerze.
Aha, do malowania użyłam lakieru firmy Craft w kolorze czarnym matowym :)

Oto efekt po malowaniu:





Na początku tego roku administrator fanpage'a Rowerowa Ekipa zamieścił informację o swoich planach rowerowych na pokonanie trasy szlaku Odra Nysa. Od razu zainteresowałam się tematem tym bardziej, że ta trasa biegnie bardzo blisko naszej granicy - po stronie czeskiej i niemieckiej.
Początek tego szlaku leży w pobliżu źródła Nysy Łużyckiej (po czeskiej stronie Gór Izerskich) natomiast koniec trasy znajduje się na niemieckiej części wyspy Uznam blisko Świnoujścia. Szlak ma łącznie 591 km.

Szlak od razu spodobał się znajomemu, który rok temu zaraził się jazdą z sakwami. Od razu sprawą zainteresował się także jego kolega z pracy (który co prawda nie był jeszcze na tego typu wypadzie, ale sprawa mu się spodoba). Tym sposobem mamy już pewne 4 osoby na wyjazd, czekam jeszcze na ostateczną decyzję żony znajomego - nie jest zdecydowana - ale myślę, że da się namówić i tym bardziej da radę z nami ten szlak przejechać i fajnie się bawić.

Wstępny termin wyjazdu: 24 lub 25 lipca.
Nie mamy jeszcze zatwierdzonego miejsca "wbicia się" na szlak. Jest kilka opcji.
1. Z Łodzi do Szklarskiej Poręby i stąd na rowerach na zachód w stronę granicy
2. Z Łodzi do Wrocławia, z Wrocławia do Lubania Śląskiego, stąd na rowerach do granicy
3. Z Łodzi do Jeleniej Góry i stąd na rowerach do Zgorzelca.
Najprawdopodobniej zrealizujemy opcję nr 2.

Musimy jeszcze zapoznać się z bazą noclegową - campingową. Na mapach widziałam, że takie punkty po  drodze są, kwestia zapoznania się z nimi i spisanie konkretnych miejsc. I oczywiście upgrade Garmina z mapą Niemiec :)

Po wielu zdjęciach jakie przejrzałam trasa jest naprawdę fajnie przygotowana, większość to osobna droga rowerowa (niemalże rowerowa autostrada) z bazami, punktami widokowymi. Po drodze można zwiedzić kilka rezerwatów przyrody. Do większych miast leżących na trasie należy Görlitz / Zgorzelec, Frankfurt nad Odrą / Słubice, Küstrin Kietz / Kostrzyn nad Odrą, Ahlbeck (Heringsdorf) / Świnoujście.

Jak wygląda ta trasa? Znalazłam ciekawy filmik nagrany przez Pana Michała Rażniewskiego, który samotnie pokonał szlak:



Oficjalna strona szlaku: www.oderneisse-radweg.de

Pisałam kilka dni temu o zamówieniu z Hong Kongu. Martwiłam się, że na przesyłkę będę czekać nie wiadomo jak długo. A tu proszę, tydzień po złożonym zamówieniu paczka wczoraj do mnie trafiła. Całkiem przyzwoicie zapakowana (musiałam nieco namęczyć się tą pianką, która ostatecznie zajęła sporą część pokoju). Po rozpakowaniu wszystko co zamówiłam było na miejscu. Nieuszkodzone, dodatkowo owinięte w folię. Mogę spokojnie powiedzieć, że ostatecznie z zamówienia jestem zadowolona. Bałam się troszkę, że dojedzie do mnie jakieś dziwne coś co nawet nie leżało obok carbonu. Tymczasem lżejszej kierownicy nigdy wcześniej nie trzymałam w ręce. Mimo, że dostałam nieco szerszą niż chciałam jej waga jest szokująco niska. Pod względem jakości nie mam zastrzeżeń do żadnej z części.






Wieczorem miałam fajną zabawę, przód roweru rozebrałam do "ostatniej śrubki". Przy okazji troszkę rzeczy się nauczyłam, bo wcześniej nie miałam okazji na ściąganie mostka.
Przesyłka przyszła tak szybko, że nie jestem jeszcze w stanie zamontować wszystkiego. Nie zdążyłam kupić nowych gripów i podkładek pod mostek. Będzie musiało to wszystko chwilę poczekać.



Wymyśliło mi się jeszcze, że mogłabym w tym rowerze jeszcze zmienić widelec na sztywny. Z amortyzatora nie korzystam, przez większość czasu ma wyłączony skok, swoje waży ponieważ jest to stary model i do tego z niższej półki.
Wstępnie upatrzyłam sobie widelec Mosso. Ale muszę wcześniej skonsultować się z serwisem.



Także luty jest bardzo dobrym miesiącem na wyprawę rowerową. Tym razem zapraszamy na wschód - spotykamy się o 11.00 przy studni na rogu ulicy Rokicińskiej i al. Hetmańskiej na Olechowie. Odwiedzimy Park u Źródeł Olechówki, Młynek, Park Podolski, Park nad Jasieniem, a całą wyprawę zakończymy około 14.00 zwiedzaniem Palmiarni. 
Prowadzenie: Piotr Kolenda (rowerologia.pl). 
Do zobaczenia w niedzielę!

Zdjęcie i źródło: zielonalodz.info

Nie ukrywam nie lubię być cała ochlapana wodą i błotem jak jadę na rowerze podczas załamania pogody.
Szukam czegoś małego ale skutecznego, błotnika który nie będzie rzucał się w oczy jak większość SKSowych, Topeakowych i innych.

Znalazłam konstrukcję firmy Mucky Nutz. Małe błotniki wykonane z plastycznego tworzywa dostosowujące się do niemalże każdego widelca, z paskami na rzep.

Tylko powstaje pytanie czy za coś tak banalnego od razu wydawać 100 zł w przypadku dwóch sztuk? Na forum rowerowym znalazłam wątek gdzie kilku chłopaków samych zrobiło takie błotniki z pastykowych teczek na dokumenty. Użyli do tego wcześniej wydrukowanych szablonów, błotników wcześniej wspomnianego producenta. Koszt minimalizuje się do kosztów teczki i metody montażu.


Z różnych opinii polskich i zagranicznych rowerzystów wynika, że to maleństwo sprawdza się w akcji. Może sama wypróbuję i podobnie jak osoby z forum zrobię mały hand made :)


Czy wyobrażacie sobie, że nagle w naszym kraju powstaje pod Wisłą lub inną rzeką tunel tylko dla rowerzystów i sporadycznych osób pieszych? Hm ja też nie :)
Ale za to miałam okazję z takiego skorzystać będąc na wyprawie w Holandii.
Wyobraźcie sobie, że jedziecie drogą oczywiście z wytyczonym rowerowym pasem, dookoła żadnego auta (bo kilka metrów po prawej znajduje się ogrodzenie od autostrady). Nagle droga się kończy, zatrzymujecie się przed windą, musicie zjechać o jeden poziom niżej i wychodzicie na przeciwko tunelu, który poprowadzony jest pod rzeką... Kosmos prawda? Wielu znajomych do dziś nie chce mi uwierzyć jak o tym mówię. Ale dziś o tym w skrócie napiszę i zamieszczę fotki :)

Tunel ten mieści się kilka kilometrów na południe od Rotterdamu, przebiega pod rzeką Oude Maas (Starą Mozą). Jego długość całkowita to 1 064 m. Początki tego tunelu sięgają roku 1969. Wtedy pierwsza jego wersja zastąpiła most. Z początku był to tylko tunel dla samochodów, ale w w latach 90-tych zostało on rozbudowany oraz powstał drugi korytarz dla osób pieszych i rowerzystów.











The Hovenring to rondo, które powstało pod koniec 2012 roku między miejscowościami Eindhoven, Veldhoven i Meerhoven w Holandii. Z języka holenderskiego oznacza "Ring of the 'Hovens". Oficjalnie jest to most zawieszony na 70 metrowej konstrukcji. To jedyna taka rowerowa budowla na świecie.

Dwa lata temu byłam w Veldhoven, ale na kilka miesięcy przed ukończeniem ostatecznej budowli i otwarciem przejazdu.

Jako, że o lekkim remoncie Meridy marzę już od jakiegoś czasu, to znów zaczęłam rozglądać się za częściami. Ponownie zbadałam kilka polskich sklepów w poszukiwaniu czegoś fajnego, ale powiem szczerze, że nic aż tak ciekawego nie znalazłam, przynajmniej w kategoriach, które mnie najbardziej interesują.
Coś na czym mogłam zawiesić oko znalazło się dopiero dzięki autorowi tego bloga wikiyu.net, który podobnie jak ja pochodzi z Łodzi i ma słabość do dwóch kółek.

Wiktor na Google Plus podsunął mi linka do chińskiej odmiany naszego allegro, na którym zdarzało mu się już robić zakupy rowerowe. Nie musiał wiele pisać, przekonał mnie aby też spróbować.
Przeszukując Aliexpress.com znalazłam kilka fajnych części. Między innymi carbonowe rurki: mostek, kierownicę, sztycę oraz rogi firmy Ritchey w cenie producenta (bez kosztów cła, marży, podatków i innych grubych sum pieniężnych, które doliczane są po przyjeździe do każdego kraju gdzie trafiają do sprzedaży w sklepach).

W dalszym ciągu jestem przerażona różnicą pomiędzy ceną setu, który kupuję a cenami u nas w Polsce. To jest po prostu kosmos - ile dodatkowych kosztów znajdzie się w ostatecznej cenie produktu.
Tak samo zszokowana byłam kiedyś zamawiając oryginalną koszulkę Bayernu prosto z Taiwanu gdzie znajduję się producent oficjalnych koszulek. Koszt takiego ciuszka w sklepie to ok 269 zł (lub więcej - zależy od sklepu) cena jaką ja zapłaciłam - 99 zł wraz z transportem (musiałam czekać ok miesiąca ale było warto bo w międzyczasie Bayern dostał dodatkową gwiazdkę i taką nóweczkę właśnie dostałam).

Sprawdziłam z ciekawości ceny tych rowerowych rurek u nas - aż nie chcę podawać dokładnych liczb, bo naprawdę głowa zaczyna boleć.
Ale za to zestawik, który chcę - wygląda tak:



Mam teraz tylko nadzieję, że z transportem będzie wszystko ok, tym bardziej, że jest darmowy. Wiktor jest zadowolony z wcześniej już robionych zakupów, także fajnie byłoby gdybym też mogła polecić komuś to miejsce. Jeżeli wszystko będzie ok, to na pewno wrócę i kupię kiedyś jeszcze inne rzeczy - pod względem cen, na pewno warto, szczególnie jak nie mamy ciśnienia na dostanie czegoś w ciągu tygodnia.

I tym wpisem chcę nieco reaktywować ten blog, a co... ;)

Póki co Lance może cieszyć się ogromnym poparciem wśród fanów i sponsorów. Do tej pory żaden ze sponsorów (poza RadioShack) nie wydał oświadczenia ani nie zerwał kontraktów sponsorskich. Od 23 sierpnia na konto fundacji wpływa o wiele więcej datków, jeszcze wyższych niż do tej pory.

USADA oczywiście bardzo szybko zareagowała na wczorajsze oświadczenie Lance'a Armstronga, który oznajmił w nim, że ma już dość, chce żyć jak człowiek a nie więzień we własnym domu - obserwowany na każdym kroku. Amerykańska Agencja Antydopingowa uznała, że skoro facet wycofuje się z własnej woli - na pewno wszystkie podejrzenia miały dużo wspólnego z prawdą. W związku z tym chcą odebrać mu wszystkie zdobyte tytuły z Tour de France (lata 1999-2005).

Mimo, że poza zeznaniami nie mają żadnego dowodu rzeczowego, żadnej pozytywnej próbki od razu uznali człowieka za winnego, któremu należy odebrać wszystko... I co najgorsze sam im na to pozwolił. Okazuje się, że robiąc ten krok w tył - USADA ma prawo tak postąpić...

Nie potrafię zrozumieć teraz po co to zrobił. Już nie jest ważne czy rzeczywiście za każdym razem zażywał jakieś środki czy nie... A jeżeli tak to udało mu się to zataić i dzięki temu bez dowodów rzeczowych nie powinno do czegoś takiego dojść. Mam nadzieję, że pojawią się jakieś dalsze wyjaśnienia. Głupie i bezmyślne byłoby zakończenie tej sprawy, po tylu latach - w ten właśnie sposób.

Zawsze był i mimo wszystko będzie moim kolarskim idolem.

Ze wszystkich mediów jedynie UCI wyjaśniło jak sprawa wygląda z ich strony:
The UCI notes Lance Armstrong’s decision not to proceed to arbitration in the case that USADA has brought against him. 
The UCI recognises that USADA is reported as saying that it will strip Mr. Armstrong of all results from 1998 onwards in addition to imposing a lifetime ban from participating in any sport which recognises the World Anti-Doping Code. 
Article 8.3 of the WADC states that where no hearing occurs the Anti-Doping Organisation with results management responsibility shall submit to the parties concerned (Mr Armstrong, WADA and UCI) a reasoned decision explaining the action taken. 
As USADA has claimed jurisdiction in the case the UCI expects that it will issue a reasoned decision in accordance with Article 8.3 of the Code. 
Until such time as USADA delivers this decision the UCI has no further comment to make. 
UCI Press Services


Lance Armstrong ma już dość... walki w USADA w sprawie jego rzekomego szprycowania środkami dopingującymi w czasie Tour de France za czasów jego niesamowitych zwycięstw. Sprawa tego czy rzeczywiście używał substancji niedozwolonych czy nie jest bardzo kontrowersyjna. Od strony medycznej ciężko było mu coś udowodnić ze względu na leki, które przyjmował i które na pewno przyjmuje do tej pory z powodu choroby jaką pokonał - m.in. testosteron.
USADA uparcie przez wiele lat szukała dowodów rzeczowych i do dziś - nie ma nic, poza jednym zeznaniem pana Floyda Landisa, który wraz z Armstrongiem startował w barwach grupy US Postal Service. Zeznał, że Armstrong uczył ich "sztuczek" dopingu. I znów - nie ma na to żadnych dowodów, są tylko słowa bez jakiegokolwiek poparcia. A Landis, który w 2006 roku wygrał Tour de France - sam wpadł za doping i utracił tytuł. W jego przypadku dowody były jednoznaczne.
Powstaje teraz pytanie jak na oświadczenie Armstronga zareaguje USADA. Czy uzna, że sprawa została przez nich wygrana i postanowią odebrać mu wszystkie tytuły z TdF i może dodatkowo ukarać go przymusową przerwą od startu w jakichkolwiek zawodach kolarskich, czy dadzą sobie spokój...
Wg mnie prawo nie powinno w tej chwili działać wstecz - skoro nie udało im się niczego na niego znaleźć od 2002 roku, nie powinni wyciągać żadnych konsekwencji z jego wycofania się już z tej sprawy - tylko po ludzku zamknąć sprawę i zająć się bieżącymi kolarzami.
Ale jak to będzie - na pewno okaże się najpewniej w ciągu najbliższych dni.

Mój rower troszkę się rozchorował, kilka dni temu tylne koło zaczęło nieprzyjemnie ósemkować. Najprawdopodobniej z powodu silniejszego uderzenia. Mam wrażenie, że stało się to podczas powrotu z Holandii, kiedy to "delikatnie" rower został wrzucony do luku bagażowego.
Jak dobrze byłoby gdyby inni rowerzyści również z taką troską podchodzili do swoich maszyn. Jak widzę te skrzypiące, trzaskające, dramatycznie ósemkujące rowery jadąc do pracy i nie tylko... Jak można na czymś takim się poruszać? Wychodzę z założenia, że należy dbać o rower... zawsze!
Tak czy siak dziś bez jazdy na trenażerze i jutro tramwaj - huurrra <ironia mode on>

Garmin Edge 800 - świetny komputer pokładowy dla rowerzystów. Polecam.
A tutaj jego reklama, najlepsza jak do tej pory.


Garmin Edge 800 from Wildruf on Vimeo.

W tytule nazwa trenażera jest nieco inna od tej podawanej we wcześniejszych wpisach. A wszystko przez dzisiejszą przesyłkę. Otóż przyjechał do mnie trenażer nieco inny, a mówiąc konkretniej - lepszy niż chciałam. Elite SuperCrono Power Mag poza elastogelową rolką, 8-biegową manetką oraz bidonem i potnikiem w komplecie, różni się też od wcześniejszych modeli budową ramy. Jest ona o tyle fajna, że na opór w trakcie jazdy ma też wpływ ciężar rowerzysty.

Cieszę się z zakupu, jestem ciekawa jak wypadnie w praktyce.

Nie miałam jeszcze zbyt wiele czasu aby mu się przyjrzeć, bo jeszcze jestem w pracy. Więcej informacji następnym razem :)


A tutaj filmik z Tour de France 2011 i jednocześnie test tego trenażera:

Polowanie na trenażer, który wcześniej się upatrzyło wcale nie należy do czynności prostych. Fakt, że dany sklep rowerowy twierdzi, że go posiada w swojej ofercie wcale nie oznacza, że tak jest w rzeczywistości. Ludzkie lenistwo i niedbałość o w tej dziedzinie sprawiły, że straciłam zaufanie do niektórych sklepów www. Zdobycie trenażera Elite Novo Mag obecnie jest już niemożliwe, chyba, że mówimy o nowej dostawie, która pojawić ma się na początku września - ale wtedy jego cena będzie o 200 zł wyższa - czyli kosztować będzie 750 zł. Dla mnie nieco za dużo, szczególnie jeżeli mówimy o pierwszym trenażerze w życiu.
Na szczęście udało mi się zdobyć maszynę z serii Novo, ale o półkę wyższą czyli model Elite Novo Mag Force. Wszystko za pośrednictwem sklepu TwojaMerida.pl - tutaj również oferta w internecie nie jest zbyt aktualna, ale zdzwonienie się z nimi przyniosło bardzo pozytywny rezultat ponieważ ten trenażer załatwią mi w promocyjnej cenie, bardzo zbliżonej do ceny modelu wcześniej poszukiwanego.
Trenażer jest już zamówiony i ma pojawić się u mnie na początku przyszłego tygodnia. Jak już tylko będzie na pewno coś o nim napiszę.


"Nie będzie wymówek" oczywiście mam tu na myśli jazdę na rowerze. Już niedługo brzydka pogoda, zima czy zwykłe lenistwo nie będą przeszkodą. Chcę w najbliższym czasie (w ramach prezentu na zbliżające się urodziny) nabyć trenażer rowerowy, dzięki któremu będę mogła jeździć okrągły rok. Zdaję sobie sprawę, że po pewnym czasie jest to nudne - ciągle te same widoki, stojące powietrze etc, ale motywuje mnie możliwość zwiększenia swoich osiągnięć wytrzymałościowych i utrzymanie formy.
Wybrany trenażer to Elite Novo Mag, jeden z podstawowych trenażerów.
Parametry:

  • Trenażer magnetyczny tj. sterowny manetką która oddala lub zbliża magnesy do koła zamachowego i dzięki temu zmniejsza lub zwiększa opór toczenia.
  • Przystosowany zarówno do górskich jak i szosowych rowerów z kołami 24", 26" 28" lub 29"
  • Rolka z elastogelu, zapewnia lepszy chwyt, bardziej cichą pracę (zmniejszeniu hałasu o 50% w porównaniu do rolek metalowych) i mniejsze zużycie opon o ok. 20% w porównaniu z rokami metalowymi
  • Szybki w instalacji, wystarczy tylko postawić rower, założyć manetkę na kierownicę i już można trenować
  • Obciążenie może być regulowane za pomocą manetki + przełożenia w rowerze.
  • Regulacja manetki jest 5-stopniowa
  • Kolor trenażera - biało-czerwony
  • Zalecany dla każdego kto chce potrenować w zimie bez wychodzenia z domu.
  • Trenażer ten jest dobrą propozycją dla mieszkańców w bloku czy innym podobnym budynku mieszkalnym, gdzie ciche urządzenie jest wskazane.
  • W zestawie zacisk do tylnego koła
Czytałam o nim wiele pozytywnych recenzji, szczególnie na serwisach zagranicznych. Mam nadzieję, że się sprawdzi :)
Martwiłam się przez chwilę co zrobić z licznikiem, którego nie posiadam, a zdobycie licznika na tylne koło nie jest aż takie proste i tanie. Ale okazało się, że do urządzeń Garmina jest dodatkowy gadżet - sensor prędkości i kadencji montowany na tylnym widelcu, także problem z głowy, kwestia tylko zamówienia. 
Jak już trenażer się zjawi to na pewno coś o nim napiszę.